Drugiego dnia Emilkowego życia po naszej stronie brzucha zapadła decyzja by spróbować podać jej mleko, najlepiej mleko mamy. Miałam około 10 minut żeby to "zorganizować". Potrzebne były na początek 2ml! Na szczęście stanęłam na wysokości zadania, co niesamowicie mnie zmotywowało. Najpierw ściągałam mleko ręcznie, a jak dojechał laktator to zaczęłam pobudzać regularnie laktację. Następnego dnia przyszedł kryzys...nie chciała polecieć ani kropelka. Siedziałam z laktatorem w ręku i wyłam. Na szczęście położne na Rce mnie pocieszyły i zmotywowały. Usłyszałam, że laktacja zależy ode mnie, że to siedzi w mojej głowie i jak się nastawię na mleko, to ono będzie. Niesamowite! Kryzys został zażegnany.
Zaprzyjaźniłam się z laktatorem, co 3 godziny ściągałam mleko i zanosiłam Małej. Początkowo miała je podawane sondą do żołądka, później uczyliśmy ją pić z butelki. Trzy dni trwała walka o picie z butli, ale mama odniosła zwycięstwo:-) Po 1,5 tygodnia, kiedy Emilka została wyjęta z inkubatora, zaczęły się próby przystawienia do piersi. Buźka Emilci była tak malutka, że ciężko jej było sobie poradzić. Próbowałyśmy co jakiś czas, ale bezskutecznie. Po powrocie do domu nadal ściągałam mleko, ale karmienie starałam się zaczynać od piersi, a dopiero jak Emi zbyt się męczyła, podawałam butelkę. Po 6 tygodniach przyjaźni z laktatorem, potrzeby Małej były coraz większe, a mleka nie chciało przybywać. Postawiłam wszystko na jedną kartę, spędziłyśmy noc przy piersi (raz jednej, raz drugiej) i dałyśmy radę. To był przełom! Malutka piła mniej, ale częściej. Laktator poszedł w odstawkę, a ja dopiero teraz naprawdę odczułam co znaczy karmienie na żądanie.
Trzeba było niesamowitego uporu i determinacji, żeby pokonać wszystkie przeciwności. Wiele razy powtarzałam sobie, że będzie "rzeka mleka" i kiedy naprawdę w to uwierzyłam, była:-) Wszystko zaczyna się od nastawienia! A kiedy widziałam, że Emilka przybiera na wadze, radzi sobie z infekcją i staje się coraz silniejsza, było to dla mnie potwierdzenie dobrodziejstw mleka, które mogłam jej dać.
Rozmawiałam z wieloma rodzicami wcześniaków i z moich obserwacji wynika, że bardzo duży wpływ na to, czy uda się zawalczyć o karmienie naturalne ma podejście personelu z oddziału, na którym są nasze dzieci. Bardzo ważne jest w tym trudnym czasie walki, wsparcie zwłaszcza położnych, bo to one najlepiej wiedzą jak ważne jest dla wcześniaka mleko mamy. Sama doświadczyłam różnego podejścia. Pochwała za przyniesione choćby kilka kropel dodawała skrzydeł, a wylane 5 ml z trudem ściągniętego mleka sprawiała że wszystko było mniej kolorowe...
Karmimy się do dziś!Mamy swoją specjalną więź, swój czas na przytulanie i zimę bez poważniejszych infekcji!
Ta walka nie należała to łatwych i przyjemnych, ale z perspektywy roku mogę spokojnie stwierdzić, że podjęłabym się jej jeszcze raz, z takim samym zacięciem:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz